Mój hołd dla ofiar agresji ZSRR
Mój hołd dla ofiar agresji ZSRR
MaciekBigos MaciekBigos
268
BLOG

Ku (nie)pamięci bohaterów

MaciekBigos MaciekBigos Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Nie mamy odpowiedniej polityki historycznej. Nie wynika to z braku bohaterów w annałach dziejów Naszego kraju. Problem tkwi raczej w podejściu nie tylko do bohaterów historycznych, ale też do tych współczesnych.

Wczoraj, gdy przeglądałem różnego rodzaju portale internetowe coś we mnie uderzyło. Dokładniej rzecz ujmując, uderzyła mnie mała ilość notek, informacji, artykułów, wspomnień dotyczących agresji ZSRR na Polskę. Wydawało mi się, że szczególnie w obecnej sytuacji geopolitycznej będzie to temat nader eksponowany.  Niestety nie. Zadałem sobie (retoryczne) pytanie: dlaczego? Dlaczego duża część z Nas do historii nie odnosi się z należną jej godnością, by nie rzec - namaszczeniem. Aż dziw bierze, ale w odnalezieniu odpowiedzi pomógł mi amerykański serial.

Otóż w amerykańskich produkcjach telewizyjnych (i nie tylko telewizyjnych) istnieje pewna prawidłowość. Nieważne, czy oglądamy film, serial o lekarzach, policjantach, prawnikach, biznesmenach, czy reality show o gotowaniu - zawsze, w każdym przypadku jest odcinek, w którym pojawia się żołnierz lub żołnierze wojska U.S.A. Bez względu na to w jakim ów żołnierz jest stanie psychicznym lub fizycznym, zawsze kreowany jest na bohatera, herosa. Bohatera, który dumnie, godnie znosi wszelkie swoje słabości. Nawet, jeśli chwilowo się załamie lub coś mu nie wyjdzie, to wszyscy dookoła stają na głowie by mu pomóc, by go wesprzeć. Społeczność dookoła rzuca wszystkie zajęcia, bo BOHATER potrzebuje wsparcia! Walczył za nasz kraj, za nas, więc i my musimy stać u jego boku w trudnych chwilach i walczyć z przeciwnościami tuż przy jego ramieniu! Musimy go wspierać, bo narażał swoje zdrowie i życie, by chronić nasze zdrowie i życie. Przeważnie też taki serialowy bohater wojenny musi przynajmniej w jednej scenie pojawić się w mundurze, a kamera musi zrobić zbliżenie na napis U.S ARMY na rękawie lub kieszeni munduru.

Taka medialnie kreowana otoczka wokół chwalebnych bohaterów przekuwa się na rzeczywistość. W Stanach, gdy z frontu do małego miasteczka wraca żołnierz po misji, to fetuje cała społeczność takiej amerykańskiej "pipiduwy".

Do tej beczki miodu trzeba jednak włożyć też łyżkę dziegciu. Powszechnie znane są bowiem przykłady weteranów, którzy mimo zasług zostali zepchnięci na margines, a państwo o nich zapomniało. Wyjątki jednak potwierdzają regułę. W U.S.A praktycznie każdy żołnierz, to nasz, wspólny, krajowy bohatera.

A co w Naszym, polskim grajdołku? "Kolejny polski żołnierz zmarł w Iraku". I tyle. Tak brzmiały wiadomości o tragicznej śmierci Naszych, współczesnych bohaterów w mediach. Zero empatii. Jak gdyby media podprogowo mówiły: "ot, kolejny odstrzelony".

Z bohaterami mamy, jako Polacy, zasadniczy problem. Ci bardziej historyczni są zbyt odlegli, by móc żywo czcić ich chwalebne czyny. Powstańcy znów są zbyt anonimowi, a nawet jeśli są przykłady konkretnych osób z wojennych struktur podziemnych, to dla Nas ich heroizm i poświęcenie są tak niewyobrażalne, że aż przesadzone, bo czy ja bym tak postąpił na ich miejscu?

O współczesnych bohaterach (żołnierzach) wiemy tyle, że są. Ewentualnie, że zginęli. Czy interesuje Nas coś więcej? Nie... Poszedł do woja, to zginął....

Nie mamy poczucia wspólnotowości ze swoimi bohaterami. Czy to tymi odległymi, czy współczesnymi. W tym tkwi wada polityki historycznej. Tworzą ją bowiem nie NASI ludzie, lecz Ci, których wojsko na front posłało. A to już nie Nasza sprawa...

 

 

MaciekBigos
O mnie MaciekBigos

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura